fedra,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
Utwór opracowany został w ramach projektu
przez
JEAN BAPTISTE RACINE
Fedra
ł. -żń
ł
Mimo iż na pozór tak oderwana od czasu, wielka tragedia klasyczna XVII w. tkwi korze-
niami swymi głęboko w wieku, w którym powstała. Wiek ten rozpada się na dwa okresy,
zasadniczo różne i będące wzajem swym przeciwstawieniem. Panowanie Ludwika XIII,
kardynał Richelieu, regencja Anny Austryjackiej, Fronda, to ostatni etap wojen domo-
wych, walk religijnych i politycznych, jakie przez setkę lat blisko rozdzierały Francję.
To epoka cnót żołnierskich, fanatyzmu, twardych charakterów, kobiet idących o lepsze
z mężczyznami w zdolności do czynu, w śmiałej intrydze. Z tej epoki wyrosła trage-
dia Corneille'a, bohaterska i dźwięczna jak fanfara trąb wojennych, na wskroś polityczna,
męska — nawet w swych postaciach kobiecych — święcąca tryumf woli nad przemijającą
słabością serca, zwycięstwo obowiązku nad dążeniem do osobistego szczęścia.
Czasy się zmieniają. Praca Henryka IV, Richelieu'go, Mazarina, dążąca — konse-
kwentnie, mimo iż różnymi drogami — do złamania resztek feudalizmu i skupienia
wszystkich sprężyn w rękach monarchy, zrobiła swoje. Kiedy z dojściem do lat młodzień-
czych Ludwik XIV obejmuje rządy,
Frda
wydała już ostatnie tchnienie. W pragnieniu
zabezpieczenia sobie niepodzielnej władzy polityka młodego króla zmierza skutecznie do
tego, aby rycerstwo ancuskie, rozbrojone, rozzute z ostróg, a przebrane w jedwabne
pończochy, zamknąć w złotej klatce dworu. Zamiar ten przeprowadza genialnie. Dwór
staje się uroczą cieplarnią, w której rozkładowe działanie próżności, dowcipu i rozkoszy
kojarzy się w tym celu, aby zmiękczyć i zemdlić charaktery, oraz oderwać myśl szlachty
ancuskiej od spraw państwowych, których eter król coraz wyłączniej powierza miesz-
czańskim dłoniom. Król jest młody, piękny, o zapalnym sercu; pod jego wezwaniem
miłość stanie się bóstwem domowym tego świetnego towarzystwa, w którym polor,
dworność, doskonałość form i wyrazu dosięgną swego szczytu. Ale nie popełniajmy tej
omyłki, aby formę utożsamiać z treścią! Pod doskonałą gładkością wysłowienia i subtelną
kazuistyką uczuć kipi ta sama bujna krew, której nadmiar przelewał się na polach bitew
i w furii pojedynków, ta sama brutalność instynktów, mimo iż puszczona na inne tory.
Proces słynnej la Voisin, do którego trzeba nam będzie powrócić, kreśląc życie Racine'a,
„czarne msze” pani de Montespan, wielka sprawa trucicielska — oto momenty, które
raz po raz odsłaniają namiętności przewalające się pod gładką powierzchnią wersalskiej
sadzawki.
Tego świata wyrazem staje się Racine. Heroizm przeżył się; nie ostał się pod skalpe-
lem tej na wskroś psychologicznej epoki, która wydała Pascala, La Rochefoucaulda i Mo-
liera. Zbyt bohaterski gest spotyka się u młodego pokolenia ze sceptycznym uśmiechem.
Ze sprawy publicznej, z Racinem, tragedia przechodzi na życie prywatne; z pola bitwy
i spraw politycznych chroni się — mimo swych antycznych pozorów — do buduaru i al-
kowy; treścią jej staje się przede wszystkim miłość, pierwszy raz, od poematów o
rae
e
, ujęta w literaturze ancuskiej z taką prawdą, głębią i siłą; miejsce retorycznej
logiki zajmuje przenikliwa i bardzo ludzka psychologia. Bohaterką Racine'a staje się ko-
bieta, ponieważ w niej namiętność miłosna, nie przeciwważona niczym, doprowadzona
do ostatecznych konsekwencji, depcąca wszystko, znajduje najpełniejsze wcielenie. Tak
jak terenem Corneille'a był świat męskich, cały horyzont ziemi obejmujących idei, dążeń
i interesów, tak u Racine'a punkt ciężkości przeniesie się w duszę kobiecą i, co więcej,
pod tym znakiem zarówno teatr jak powieść w znacznej mierze aż po dziś dzień pozosta-
ną. Wcieleniem teatru Corneille'a jest postać Cyda czy Horacjusza; teatru Racine'a —
Hermiona, Roksana lub Fedra.
Nie chodzi o jałowe rozważanie, kto jest większy — Corneille czy Racine. Od Ra-
cine'a idzie powiew świeżej, uroczej, drażniącej nieco poezji; Racine posunął teatr pod
względem prawdy psychologicznej, naturalności, prostoty o wiele naprzód; nie można
jednak zapominać, iż miał on przed sobą — Corneille'a, gdy ów tytan Corneille nie miał
przed sobą prawie nikogo. Chodzi o co innego. Faktem jest, iż Corneille zamyka pewną
bohaterską epokę, która coraz bardziej się od nas oddala; gdy Racine otwiera w litera-
turze epokę nową, w której żyjemy do dziś dnia. I dlatego w ostatnich dziesiątkach lat,
kiedy dążenie do psychologicznej prawdy nadało literaturze tak wybitne piętno, odbywa
się we Francji zwrot do kultu Racine'a, wzgardzonego chwilowo przez krótkowidztwo
romantyzmu.
Zabawna igraszka konwencji literackich! Racine przedstawia dzisiaj, dla powierz-
chownego sądu czytelników, przede wszystkim klasyczny umiar, chłodną gładkość wy-
słowienia, wytworną czułość sentymentów, koturn; jakże czym innym był on w oczach
publiczności XVII wieku! Dla niej Racine wnosił na scenę płomień niepohamowanej na-
miętności, nieznaną wprzód gwałtowność i brutalność wyrazu, realizm i prostotę. Wy-
obraźmy sobie Żeromskiego
ee re
,
a
Strindberga,
e rd
Przy-
byszewskiego, powieści Zoli, co mamy wreszcie najgwałtowniejszego w literaturze: oto,
w przybliżeniu, mogło być, jako wstrząs, wrażenie utworów Racine'a na współczesnych.
Dla wielu podniebień był to pokarm za ostry; toteż Racine liczył tyluż gorących wyznaw-
ców co wrogów, a całej jego karierze teatralnej towarzyszyła namiętna walka. I współcze-
śni sądzili dobrze; wszystko to, co oni widzieli, mieści się w istocie w tragediach Racine'a;
tylko — jak w ogóle arcydzieła dawnych epok — sztuki te mają to do siebie, że trzeba
się nauczyć je czytać, trzeba je tłumaczyć niejako na nasz język duchowy. A transpozycja
ta musi tu iść głębiej niż w innych rodzajach utworów, ile że w teatrze konwencje dalej
sięgały i bardziej były despotyczne niż gdziekolwiek indziej. Powrócę zresztą jeszcze do
tego punktu.
Życie Corneille'a a życie Racine'a to również dwa bieguny. Corneille, jako człowiek
nieznaczący, nieśmiały, bez uroku, istnieje tylko na scenie, w swoich dziełach; żyje długo,
pisze do końca, parodiując wreszcie samego siebie, ponosząc na scenie — po świetnych
tryumfach pierwszej epoki — jedną klęskę po drugiej, i patrzy z żalem i urazą na zachód
swej poetyckiej glorii. Racine, świetny, błyszczący, pełen ognia i dowcipu młodzieniec,
wrażliwy na pokusy miłości i sam zdolny je wzniecać, wyszedłszy z łona cichego i sku-
pionego
ra
, rzuca się w wir świata, wydaje szereg arcydzieł, po czym w pełni
sił, talentu, twórczości łamie pióro, aby wrócić w objęcia religii i resztę życia poświęca
cnotom domowym.
ra
była to głośna siedziba
ae
— od nazwiska pobożnego biskupa
Janseniusza (–) — nauki surowej, zbliżonej nieco do kalwinizmu, odejmującej
prawie zupełnie człowiekowi wolną wolę i czyniącej cnotę jego i zbawienie wyłącznie
zależnymi od
a
. Nauka ta zadzierżgała między człowiekiem a Bogiem stosunek, moż-
na powiedzieć, codzienny, niezmiernie dramatyczny, czyniąc z każdego swego wyznawcy
niemal świętego, w razie potrzeby męczennika. Janseniści znienawidzeni byli jezuitom,
którzy widzieli w nich rywalów w walce o „rząd dusz”, jak również element krytyki i oporu
wobec Rzymu. Władza świecka, pamiętna niedawnego rozdarcia Francji wojnami domo-
wymi, lękając się, aby sekta religijna nie stała się zarodkiem politycznego stronnictwa,
również zajęła wrogie wobec niej stanowisko: przez wiek cały
a
, jak ich nazy-
wano, będą wystawieni na zacięte prześladowania. W tej to szkole, mimo iż urzędownie
zamkniętej, ale kształcącej na wpół po kryjomu kilka wybranych pacholąt, spędzi mło-
dość Racine¹; wyniesie z niej, obok gruntownej znajomości piśmiennictwa greckiego,
¹
e e d ae
— urodził się w Ferté-Milon w r. , z rodziny mieszczańskiej,
licznymi węzłami zbliżonej do
ra
.
Fedra
pewne cechy umysłu, które — mimo iż zbłąkany uczeń daleko odbiegnie od swoich mi-
strzów — nadadzą teatrowi jego znamienne zabarwienie, a wreszcie, przy współdziałaniu
okoliczności życiowych, sprowadzą go z powrotem ku zaciszu
a
.
Opuściwszy w dziewiętnastym roku tę uczelnię surową, lecz pełną dobroci i słodyczy,
młody Racine waha się z wyborem powołania. Rodzina myśli o adwokaturze, o sukience
duchownej; jego ciągnie teatr, literatura i — życie. Zetknięcie z Molierem, wówczas już
głośnym i modnym autorem, dyrektorem nadwornego teatru, rozstrzyga o losach Raci-
ne'a. Po pierwszej dość słabej próbie
eada raaeraee
, zdobywa ostrogi
pisarskie
eadre e
, rodzajem heroicznej komedii, niezupełnie jeszcze „rasy-
nowskiej”, przyjętej z wielkim uznaniem na dworze i w mieście. Młody pisarz rychło
pokazuje pazury: niezadowolony z wykonania sztuki w teatrze Moliera, oddaje ją — nie-
zbyt lojalnie — aktorom z
aa re
; zarazem uprowadza Molierowi jedną
z aktorek, słynną z urody du Pare, której miłość pozyskał Racine, tryumfując w jej sercu
nad dwoma największymi pisarzami epoki, starym Corneillem i — samym Molierem.
Więcej jeszcze: zaczepiony przez swych wychowawców z
ra
, którzy teatr uważają
za dzieło ducha Złego, za trucicielstwo dusz i wszelkimi sposobami starają się ratować
dawnego ucznia z „otchłani zepsucia”, odpowiada im listem otwartym, złośliwym i cię-
tym, który stanowi jeden z najświetniejszych wzorów prozy ancuskiej, ale który sam
Racine w dobie nawrócenia będzie uważał za „najbardziej hańbiące wspomnienie swego
życia”. W takim usposobieniu, upojony życiem, miłością i poczuciem własnego geniuszu,
daje dzieło, które — podobnie jak
d
Corneille'a, jak
a
Moliera — tworzy
epokę w dziejach ancuskiego teatru:
dra
().
draa
zawiera już wszystko, co stanowi siłę, odrębność i wielkość Racine'a. Jako
pojęcie dramaturgii jest ona czymś zupełnie nowym. Podczas gdy Corneille dążył w tra-
gediach swoich do
aa
, do stworzenia
konfliktów i powikłań,
którym aby sprostać, człowiek zmuszony jest wznosić się na
ade
szczyty hero-
izmu, Racine skupia całą niemal akcję wewnątrz duszy człowieka, wpływ zewnętrznych
okoliczności usuwa prawie zupełnie (dlatego to Racine doskonale daje sobie radę z słyn-
nymi „trzema jednościami”, w których Corneille'owi bywa tak ciasno), uczucia zaś, które
stanowią sprężyny akcji, są — mimo iż w niezwyczajnym nasileniu — uczuciami na miarę
zwyczajnych ludzi. Gdyby odjąć imiona bohaterów starożytności oraz pewne majestatycz-
ne podźwięki Homera i Wergilego, treść
dra
— jak później treść
aaea
,
Fedr
— to po prostu historia jednego z owych
re ae
, owych krwawych dramatów,
codziennie notowanych przez kroniki sądowe. Motor działający, to
, we wszystkich
odcieniach i kombinacjach. Andromaka kocha do ubóstwienia pamięć zmarłego męża
Hektora i chce jej pozostać wierną, i kocha też namiętnie syna swego Astianaksa. Pyr-
rus, syn Achillesa, będący panem losów zarówno syna i matki, kocha Andromakę; dla
jej miłości gotów jest zdeptać powinność wobec Grecji domagającej się głowy młode-
go Astianaksa, oraz zobowiązania wobec narzeczonej swej, Hermiony. Hermiona kocha
Pyrrusa i cierpi wszystkie szały żądzy, upokorzenia i zazdrości, tak samo jak cierpi je Ore-
stes, nieszczęśliwie zakochany w Hermionie. Zatem po prostu owa historia z wierszyka
Heinego:
e e de de a ee ader er der adre e ee
adre
… etc. Wahania Andromaki między jej pogrobową miłością do Hektora a pragnie-
niem ocalenia syna oraz zmiany jej nastroju dla Pyrrusa wpływają bezzwłocznie na układ
wszystkich ogniw łańcucha: Pyrrusa do Hermiony, Hermiony do Oresta. Cała akcja wy-
nika w naturalny sposób z geometrycznie wykreślonej gry uczuć, bez żadnego udziału ze-
wnętrznych wydarzeń. Wreszcie Hermiona, doprowadzona ostatnią odmianą kochanka
do szału zazdrości, przyrzeka Orestowi nagrodzić jego miłość w zamian za śmierć Pyrru-
sa: kiedy jednak Orest przynosi jej wiadomość o zamordowaniu niewiernego, Hermiona
bluzga mu w twarz nienawiścią i zabija się sama na ciele Pyrrusa, zostawiając Oresta
w stanie bliskim obłędu.
Wystarczy porównać
dra
z
de
, aby zrozumieć całą twórczą odrębność po-
etyki Racine'a. Z wyżyn nadczłowieczeństwa zstąpiliśmy na ziemię.
draa
— jak
słusznie powiedział o niej jeden z krytyków — to komedia, która się kończy źle; podob-
nie jak
a
albo
ara
Moliera, można by nazwać tragedią, która z woli autora
kończy się dobrze. W ten sposób, komedia i tragedia — dwa rodzaje, które do niedawna
dzieliła nieprzebyta przepaść — spotkały się niemal z sobą; a spotkały się dzięki temu, iż
Fedra
obaj genialni pisarze — Molier i Racine — wyszedłszy z przeciwległych krańców, dążyli
do
rad
.
Wrażenie, jakie sprawiła
draa
, było olbrzymie. Nigdy jeszcze w języku ancu-
skim, co więcej na scenie ancuskiej, miłość nie ośmieliła się przemówić w ten sposób.
To już nie owa skromna, pełna godności, chłodna nieco i „mózgowa” miłość bohate-
rów Corneille'a, będąca niby wstęgą u rycerskiego szyszaka bohaterów, gotowa ponieść
śmierć, gdy trzeba, ale zawsze gotowa — tym więcej — ustąpić i poddać się innym,
wznioślejszym uczuciom. Miłość u Racine'a, to miłość zaborcza, bezwzględna, niezna-
jąca, niechcąca znać nic prócz samej siebie; gotowa posunąć się już nie do poświęcenia
życia — to po teatrze Corneille'a byłoby drobnostką! — ale do zdeptania najświętszych
obowiązków honoru, uczciwości, do zbrodni, do unicestwienia przedmiotu ukochania;
miłość u Racine'a to wściekłe krzyki zazdrości, przyspieszony oddech zmysłowych pożą-
dań, brutalna ironia wobec osoby niekochanej, zatrata godności w narzucaniu się osobie
niekochającej; to wreszcie miłość dochodząca do tego nasilenia, w którym uczucie to
najściślej zespolone jest z nienawiścią. Nie znaczy to zresztą, aby Racine tylko tę mi-
łość umiał malować; pełna szacunku tkliwość, skromność, poświęcenie również znajdą
pod jego piórem skończony wyraz, zawsze naturalny i zawsze ludzki. Miłość przemówiła
pierwszy raz ze sceny ancuskiej², ale przemówiła od razu z siłą i bogactwem akcentu,
których do dziś nikt nie przewyższył.
Wspominałem już niejednokrotnie, że arcydzieła minionych epok trzeba nauczyć się
czytać, trzeba je umieć wyłuskać ze skorupy, w jakiej są zamknięte. Kiedy przed kilku-
nastu laty wziąłem Racine'a pierwszy raz do ręki, wyznaję, iż byłem jak tabaka w rogu;
stanowił on dla mnie księgę zamkniętą na siedem pieczęci. Prawda, iż tutaj transpozycja
taka trudniejsza jest i odleglejsza niż gdzie indziej. Któż nie uśmiechnie się np. czytając
w
Fedre
(Akt II, ) oświadczyny Hipolita, kiedy młody bohater, wyznawszy Arycji swą
miłość w tych, jakże umiarkowanych, słowach:
W głębi lasów twój powab w trop ściga me kroki;
I jasnego dnia światło, i nocy pomroki,
Wszystko mym oczom obraz twój przemożny kreśli,
Tobie na łup wydając błędne moje myśli.
Ja tam, biedny wędrowiec, zgubiwszy mą drogę,
Szukam siebie na próżno i znaleźć nie mogę.
Łuk, dziryt, rydwan, wszystko mi dzisiaj niemiłem;
Neptuna dawnych nauk do szczętu wyzbyłem,
Westchnienia me wstrząsają jeno leśną ciszą,
A rumaki bezczynne mych wołań nie słyszą…
pospiesza usprawiedliwić się z gwałtowności swoich wynurzeń:
Być może, że ten obraz tak
płomieni
Rumieńcem za twe dzieło lica twe ocieni…
Ale uprzytomnijmy sobie, jakie audytorium słuchało tej tragedii; przywiedźmy sobie
na pamięć, kim była Arycja, a kim Hipolit. Ona, pochodząca z rodu odwiecznych wro-
gów krwi Tezeusza, nienawistna całemu państwu, trzymana pod strażą jako zbrodzień
stanu; on, syn przesławnego Tezeja, potomek bohaterów, dziś — wobec zguby ojca —
król; gardzący dotąd miłością i stąd sławny w całej Grecji; ambitny, marzący o wielkich
czynach. I oto dziś, w chwili gdy skronie jego ma ozdobić podwójna lub potrójna korona,
gdy otwierają się przed nim niezmierzone szranki dziejów, cóż on czyni, co jest pierwszą
jego troską? Oto, zaledwie pierwsza wieść o zgonie ojca dobiegła do Trezeny, pędzi do
Arycji, na którą surowe, wydane przez tegoż ojca prawo broni jakiemukolwiek Grekowi
obrócić oczy, i wyznaje jej miłość; co więcej, nie wiedząc nawet, czy ona o nim myśli,
oddaje jej w ręce najpiękniejszą koronę, depcąc wolę ojca, przekreślając trud jego życia,
²
rea er ra e e rae
— nie zapominajmy wszakże iż poprzedził Racine'a
ar
Moliera, owo zdumiewające swą nowością arcydzieło; twórczość Moliera przyczyniła się niewątpliwie
do tego, aby skierować Racine'a na drogę prostoty, prawdy i „odheroizowania” uczuć.
Fedra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]